Táto akcia sa konala v minulosti. Tweet. Dream Theater. je vo svete hudobných fanúšikov kultovým pojmom. Od vzniku v roku 1985 prináša partia špičkových inštrumentalistov hudbu, ktorá mení dejiny. Nahrávka Images and Words z roku 1992 sa dostala do rebríčka Billboard 200 a znamenala zásadne prelom v kariére. Independent.pl: [I.EX ️ = INDEPENDENT.PL EXCLUSIV] Joanna Duda i Ksawery Wójciński pozdrawiają z Nowego Jorku, gdzie koncertowali w From Wikipedia, the free encyclopedia. is the third studio album by American , released on October 4, 1994, through East West Records. It is the final Dream Theater album to feature original keyboardist , who announced his decision to leave the band during the mixing process of the album. Much of the material for was written in writing sessions Boston, Suffolk County, Massachusetts, United States. Dream Theater is an American progressive metal band formed in 1985 under the name Majesty by John Petrucci, John Myung and Mike Portnoy while they attended Berklee College of Music in Boston, Massachusetts. They subsequently dropped out of their studies to concentrate further on the band The Z Fringe Festival showcases unique creative works in a weekend of adventurous theater and performance art. Featuring exciting, self-produced works on three Z stages, including 2 new pieces produced by The Z and The Z Fringe Co-Producing Artists, Jason Kypros and Brittney Harris. Celebrate art that makes a statement at The Z Fringe Festival! Get the Dream Theater Setlist of the concert at Wembley Arena, London, England on October 10, 2009 from the Progressive Nation 2009 Tour and other Dream Theater Setlists for free on setlist.fm! . Dream Theater to amerykański zespół uważany za jednego z czołowych przedstawicieli metalu progresywnego. Przez dwa pierwsze lata swojej działalności, nosił nazwę Majesty, ale musiał go zmienić ze względu na zbieżną nazwę z innym zespołem, który chciał ich za to pozwać do sądu. Dream Theater: biografia Dream Theater powstał w 1985 roku z inicjatywy dwóch studentów szkoły muzycznej, gitarzysty Johna Petrucciego i basisty Johna Myunga. Potem do Dream Theater dołączyli pozostali członkowie, perkusista Mike Portnoy, klawiszowiec, Kevin Moore i wokalista, Chris Collins. Dream Theater nie miał łatwych początków, bo muzycy oprócz ciągłych prób, musieli podejmować się wielu zadań. Portnoy, Petrucci i Myung udzielali w tym samym czasie korepetycji, pracowali i uczyli się. W pewnym momencie uświadomili sobie, że mają na głowie za dużo zadań i zdecydowali się na porzucenie nauki. Dream Theater: ciągła zmiana składu W 1986 roku z zespołu odszedł wokalista grupy, Chris Collins, którego wizja zespołu Dream Theater nie zgadzała się z tą, którą miała reszta członków. Potem jego miejsce zajął Charlie Dominici, który niedługo potem, ze względu na ciągłe kłótnie członków został wyrzucony. Poszukiwania nowego wokalisty Dream Theater nie miały końca. Zespół był bardzo wymagający. W końcu w 1991 roku, przesłuchanie na wokalistę Dream Theater wygrał James LaBrie, pokonując tym samym, pozostałych 200 kandydatów. Potem jeszcze w 1999 roku do Dream Theater dołączył grający na instrumentach klawiszowych, continuum i gitarze hawajskiej, Jordan Rudess, a jako ostatni w 2011, perkusista Mike Mangini. Od tego czasu skład Dream Theater nie ulegał zmianie. Dream Theater: co graja? Dream Theater łączą w swojej muzyce takie gatunki jak: hard rock, heavy metal i rock progresywny. Dream Theater czerpało inspirację z twórczości takich zespołów jak: Iron Maiden, King Crimson, Kansas, Rush, Queensrÿche czy Yes. Zespół jest uważany za jeden z najważniejszych przedstawicieli metalu progresywnego. Dream Theater: dyskografia 2016: "The Astonishing" 2013: "Dream Theater" 2011: "A Dramatic Turn of Events" 2009: "Black Clouds & Silver Linings" 2007: "Systematic Chaos" 2005: "Octavarium" 2003: "Train of Thought" 2002: "Six Degrees of Inner Turbulence" 1999: "Metropolis Pt. 2: Scenes from a Memory" 1997: "Falling into Infinity" 1994: "Awake" 1992: "Images and Words" 1989: "When Dream and Day Unite" Dream Theater: największe hity "Pull Me Under" "Panic Attack" "The Enemy Inside" "Our New World" Joe Satriani zapowiedział na początek przyszłego roku premierę swojego szesnastego solowego albumu – "What Happens Next". Krążek łączy się z ogłoszeniem europejskiej trasy koncertowej, która rozpocznie się w Moskwie, a zakończy w Glasgow. Satriani zawita także do Polski. Oprócz niego na scenie zagrają także John Petrucci, długoletni członek i współzałożyciel grupy Dream Theater, oraz Uli Jon Roth, były członek Scorpions. To kolejna seria słynnego cyklu G3, w ramach którego koncertowali najważniejsi współcześni gitarzyści, Steve Vai, John Petrucci, Yngwie Malmsteen, Eric Johnson. Satriani jest uważany za jednego z najważniejszych muzyków grających na gitarze w historii muzyki rockowej. Prawdziwą legendą stał się w momencie wydania swojego przełomowego krążka "Surfing With The Alien" w 1987 roku. Uczył takich gitarzystów jak Kirk Hammet czy Steve Vai. W latach 80. współpracował między innymi z Mickiem Jaggerem czy Deep Purple. Jest także członkiem supergrupy Chickenfoot, w której skład oprócz niego wchodzą Sammy Hagar, Michael Anthony (Van Halen) i Chad Smith (RHCP). W trakcie swojej kariery Joe Satriani był nominowany do nagrody Grammy aż 15 razy. Jego płyty pokrywały się złotem i platyną na całym świecie. Do pracy nad nowym albumem Satriani zaprosił Glenna Hughesa (Deep Purple/Black Country Communion) i perkusistę Chada Smitha (Red Hot Chili Peppers). Satriani kolejny raz zdecydował się też na współpracę producencką z Mike Fraserem, znanym z kolaboracji z AC/DC. Po dziś dzień uważam, że Dream Theater to najlepszy technicznie zespół świata. A nawet i w całej historii rocka. Nie kojarzę innej grupy, w której każdy z muzyków (no może poza wokalistą) byłby wirtuozem. I to takim z absolutnego top 5. A jestem w stanie się upierać, że każdy z instrumentalistów Dream Theater należy właśnie do czołówki najlepszych perkusistów, basistów, pianistów i gitarzystów. John Petrucci to obok Jimiego Hendrixa i Steve’a Vaia najlepszy (moim zdaniem) gitarzysta wszech czasów. Tyleż samo zachwycający techniką, umiejętnością kompozycji skomplikowanych konstrukcji, co uwodzący pięknymi i nierzadko prostymi melodiami. W przypadku zespołu składającego się z wirtuozów pojawia się jednak obawa o to, czy ich muzyka jest czymś więcej niż hermetycznymi układankami skomplikowanych puzzli. Czy są to popisówki, czy może jednak jest w tym wszystkim dusza? W końcu progresywny metal siłą rzeczy zasłynął, w dużej mierze dzięki Dream Theater właśnie, jako gatunek muzycznych kolosów dla freaków, którzy mają czas i chęci spędzać długie godziny na analizie i wsłuchiwaniu się w czasem trwające ponad kilkanaście minut kompozycje. Z licznymi zmianami tempa, motywami i następującymi po sobie fenomenalnymi technicznie drugim albumem, genialnym „Images and Words” Dream Theater udowodnili, że można stworzyć progresywny metal z duszą. Gdzie szczere emocje połączą się z techniczną wirtuozerią i imponującymi konstrukcjami muzycznymi. To był rok 1992. Od tamtego czasu zespół dość nieoczekiwanie stał się całkiem dobrze rozpoznawalny i szanowany na świecie. Co dziwi mnie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), ze względu na hermetyczny i wymagający gatunek, który przyszło im grać. Na początku XXI wieku ich płyty debiutowały w pierwszej 30. notowania Billboard. Jednocześnie wtedy zespół zaczął powoli zjadać swój własny ogon. Trudno po 14 studyjnych albumach i odmianie muzycznych eksperymentów przez wszystkie przypadki pozostać świeżym i nie wpaść w pułapkę recyklingu czy nawet poprzedni album, dwupłytowy „The Astonishing”, trwał ponad 2 godziny. I choć w warstwie formalnej nie można było za bardzo do czego się przyczepić, to jednak wielu fanów zarzucało mu... nudę. Bo siłą rzeczy był zbyt rozwlekły, a poszczególne kawałki nie wnosiły zbyt wiele, poza kolejnymi imponującymi partiami riffów czy niesamowitych Theater wzięli sobie te uwagi do serca i ich najnowszy album, „Distance Over Time” jest już jednym z najkrótszych w ich karierze. Tym razem czeka na nas „zaledwie” 56 minut o wiele bardziej zwartej i klarownej metalowej jazdy. Choć zaczyna się ona dość spokojnie. Untethered Angel wita nas balladowymi dźwiękami gitary, w otoczeniu klimatycznego tła syntezatorów. Ale po chwili przekonujemy się, że to tylko wstęp do dynamicznego i ciężkiego kawałka o tym, by podążać za swoimi riffy gitary Petrucciego udanie łączą się tu z partnerującymi mu klawiszami magika Jordana Rudessa oraz kapitalnie zmiksowaną perkusją Mike’a Manginiego. W drugiej połowie muzycy raczą nas przyprawiającymi o zawrót głowy solówkami. Ale bez zbędnego przeciągania w czasie. Łącznie trwają niecałe 90 sekund. Ale tyle absolutnie wystarczy, by się nimi nasycić i tym chętniej do nich zaczyna się gitarowym riffem a la Tool, ale szybko przekształca się w klasycznie metalową petardę z ciekawą linią melodyczną wokalu Jamesa LaBrie oraz wyraźnym basem w tle. Te pierwsze dwa kawałki, względnie krótkie (jak na Dream Theater) są najlepszym dowodem na to, że grupa postawiła tym razem na czystą energię, dynamikę i ciężar, czyli to co tygryski lubujące się w szeroko rozumianym metalu lubią najbardziej. Nie są to muzyczne arcydzieła, ale grupa jest w takim punkcie, w którym nikt tego od nich nie późniejszy Room 137 oparty na przyjemnie bujającym rytmie i S2N, w którym gitara basowa i perkusja odgrywają role pierwszoplanowe, tylko potwierdzają chęć muzyków do zwrócenia się w stronę klasycznych metalowych wymiataczy. Wieńczący album Viper King brzmi prawie jak kawałek Deep Purple, przemielony przez metalową maszynkę. Kawałek pokazuje, że muzycy, być może po raz pierwszy od dawna, świetnie się bawili przy nagrywaniu swojego czternastego albumu. Skorzystajmy więc z okazji podziwiania ich kunsztu, który nawet w 4-minutowej kompozycji jest w stanie w pełni się ujawnić i spowodować szczękopad fana ciężkich przypadku Fall Into the Light już tak prosto nie będzie. Kawałek zaczyna się od kapitalnego riffu, który ma wypisane wpływy Black Sabbath po całości. Szybko jednak przechodzi w soniczne tornado gitar i perkusji, by jednak równie szybko zmienić swój nastrój o 180 stopni. W połowie Fall Into the Light przepoczwarza się w piękną balladę. Słychać w niej wpływy Metalliki z czasów Oriona. John Petrucci dostarcza nam jedną ze swoich najpiękniejszych solówek w ostatnich od dźwięków gitary klasycznej, płynnie przechodząc w stronę elektrycznego solo. W towarzystwie dostojnie brzmiącej perkusji brzmi ono po prostu wspaniale. Potem jednak tempo znowu przyspiesza i zaczyna się podróż do krainy magicznych i psychodelicznych dźwięków klawiszowca Jordana Rudessa. To jeden z najlepszych kawałków na „Distance Over Time”. Tuż obok Pale Blue Dot, który dostarcza nam feerię muzycznych barw, przygniatających riffów i klawiszowych pasaży. Nie da się w pełni ogarnąć tego kawałka przy pierwszym się z życiem po traumie At Wit’s End to już klasyczne „stare” Dream Theater. Kolosalna kompozycja, z licznymi zmianami tempa, mocnym refrenem i genialnymi jeszcze co nieco o wokaliście. Jamesa LaBrie od zawsze uważam za najsłabsze ogniwo Dream Theater. Nie jest to zły wokalista, nie wyobrażam sobie bez niego tej kapeli. Ale na tle genialnych kolegów wypada po prostu wyraźnie gorzej. Na „Distance Over Time” na szczęście brzmi świetnie, a w ostatnich latach w jego przypadku nie było to takie oczywiste. Jego wokal jest mocny, wyraźnie zaznaczony w tym całym gąszczu instrumentalnych labiryntów. Wątpię, by Dream Theater nagrali jeszcze w swojej karierze przełomowe arcydzieło. Mają na koncie tyle albumów i utworów, że chcąc nie chcąc ich nowe dokonania wypadają nieco wtórnie. Pośród całej dyskografii DT „Distance Over Time” umieściłbym gdzieś w okolicach środka. Jednak w szerszej kategorii, albumów rockowych/metalowych to nadal ekstraklasa. Panowie prezentują poziom kompozycji i wirtuozerii niedostępny dla większości innych jesteście fanami Dream Theater, nie spodziewajcie się rewolucji. Tym niemniej nie powinniście się rozczarować. Jeśli nigdy wcześniej nie mieliście do czynienia z DT, polecam zacząć od albumu „Octavarium”, najbardziej przystępnego w ich karierze. I potem może sięgnąć po „Images and Words” oraz „Distance Over Time” właśnie. Koniec końców, nie znam innego zespołu, który dostarczy wam równie niesamowitych instrumentalnych popisów. Fot. Grzegorz Ksel/REPORTER Obsługa wrocławskiego hotelu, w którym zatrzymali się na koncert członkowie Dream Theater postanowiła przywitać zespół w niecodzienny sposób. Grupa Dream Theater zagrała ostatni koncert w Polsce 16 lutego 2020 roku. Grupa wystąpiła w ramach The Distance Over Time Tour - Celebrating 20 years of Scenes From A Memory. Fani z Polski przygotowali dla artystów małą niespodziankę przywitanie Dream Theater w PolsceMuzycy zatrzymali się we wrocławskim hotelu Sofitel Wroclaw Old Town niedaleko rynku. Grupa zdziwiła się, kiedy w jednym z hotelowych pokoi czekała na nich powitalna, zabawna kartka od obsługi. Okazało się, że w hotelu pracują fani formacji, którzy chcieli osobiście życzyć im udanego pobytu. Drogie Dream Theater, Witamy w Sofitel Wrocław Old Town! Jesteśmy Waszymi prawdziwymi nadzieję, że Wasz pobyt u nas będzie tak dobry, jak Wasza druga życzenia. Dream Theater okazji 35-lecia swojej działalności przygotował dla swoich fanów specjalny trzygodzinny set, zawierający wykonanie kultowego albumu "Metropolis pt. 2: Scenes From A Memory” w całości. Jedno z wykonań krążka mogli niedawno usłyszeć także Polacy. Zobacz też: Utwór Dream Theater w wykonaniu Polaków. Posłuchaj coveru „The Silent Man” Joanna Chojnacka Redaktor antyradia Trudno wyobrazić sobie dzisiejszy metal progresywny bez wkładu, powstałej przy prestiżowym Berklee College of Music w Bostonie, grupy Majesty (nazwę później zmieniono na Dream Theater). Zespół powstał w 1985 roku, gdy John Petrucci, John Myung i chwilę później Mike Portnoy, spotkali się w pomieszczeniach akademickich grając progresywną mieszankę hard rocka i heavy metalu. Decyzja o poświęceniu wszystkich innych zajęć na rzecz zespołu przyszła szybko, jednak na właściwy początek działalności grupy w takiej postaci, w jakiej znana jest dziś trzeba było czekać 6 długich lat. W 1991 roku, po latach poszukiwań odpowiedniego wokalisty i rozczarowaniu niskim zainteresowaniem fonograficznym debiutem, muzycy poznali Kevina Jamesa LaBrie, który idealnie spełnił ich wyobrażenie frontmena. Rok później zespół, z nowymi utworami i 7-płytowym kontraktem, był już gotowy do wydania albumu, który wyrwałby ich z nieznośnego impasu. Images and Words (1992) okazał się zdecydowanie czymś więcej. Płyta osiągnęła w USA status złotej (ponad 500 tys. sprzedanych egzemplarzy), w Japonii platynowej; singiel Pull Me Under dotarł do 10. miejsca rankingu Billboard; a grupa udała się w długą trasę koncertową obejmującą Stany Zjednoczone i kraj kwitnącej wiśni.

koncertowali w europie z dream theater